Forum www.agoretta.fora.pl Strona Główna www.agoretta.fora.pl
ogólnotematyczne,polityka,zdrowie
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

WITRYNA POETÓW nr 25

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.agoretta.fora.pl Strona Główna -> Agoretta
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Serafinsky
Administrator



Dołączył: 26 Kwi 2011
Posty: 118
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: dolina Parsęty, Pomorze Zach.

PostWysłany: Czw 20:50, 22 Paź 2015    Temat postu: WITRYNA POETÓW nr 25

To przedostatnia w tym roku , odsłona Witryny Poetów. Z poczuciem satysfakcji , jaką nam przynosi jej ogromna poczytność w portalu Wirtualne Media pl , witamy się z naszymi Czytelnikami także i tu , gdzie sięga jej obecność. A pojawiamy się regularnie w trzech portalach społecznościowych.

W przeddzień czynionych przez nas wyborów , które zapewne zdeterminują na pewien czas najbliższą przyszłość Polski , pozwalamy sobie przypomnieć sentencję filozofa BERTRANDA RUSSELLA , z którą trudno się nie zgodzić :

" To smutne ,że głupcy są tak pewni siebie , a ludzie mądrzy tak pełni wątpliwości . "





LUDMIŁA JANUSEWICZ





CHOĆ KAWAŁEK



Chciałbym przez życie

z tobą przejść choć kawałek

kiedyś przy oknie z pelargonią

powiedziałeś



Stoję przy oknie zliczając nasze

spacery po bulwarze statki i łodzie

i myślę ile razy nazwaliśmy kolory

morza na tej drodze





ENTROPIA



A kiedy spadnie

już ze mnie

sukienka ciała



chcę się rozproszyć

atomami

w przestrzeni



na zawsze

niestała










WIKTOR SMOL




WĘŻOWE JAJA w TRUFLACH Z SYROPEM KLONOWYM I DOMIESZKĄ


CYNIZMU



moje miasto przecina plątanina torowisk


tramwaje niczym kukiełki pozapinane

na stalowych sznurkach pajęczyn centrali

z łoskotem mkną po krętych ulicach

na zakrętach kołyszą jak kobiety w biodrach

tramwaj jest pojemny

domyka magię pożądania

które trzeba brać na serio

gdzieś zostało zapisane

nie pożądaj żony bliźniego swego

weź ją jak swoją

kobiecie nie odmawia się

podobnie jak pacierza

na kacu nie wsiadasz za kółko

samochodu którego sponsorem był tatuś

co to urwał się z uwięzi tej krzykliwej kobiety

dla której kiedyś łapał spadające gwiazdy

i brodził w stawie jak ten pan z lektury

mieszkam na wyspie

bez problemu przekraczam granice

stu mostów między dzwonnicami wiekowych kościołów

z twarzą przyklejoną do szyby tramwaju

w ludzkich twarzach szukam

rozwiązania sensu bycia tu i teraz

za plecami czuję oddech

i ciężar zgłodniałych spojrzeń


odkręcam głowę wkoło wszyscy tacy sami

o kształtach i posturach przeróżnych

stanowią jeden zbiór ludzi zabieganych

zamyślonych rano zmęczonych wieczorem

kładą się z ręką na pulsie dnia który minął

bez większych wrażeń z kolejną dostawą

nowych rachunków

niedopowiedzenie w tekście jak w życiu pytanie

czy spotkam tych ludzi pojutrze i jeszcze

czy z kropki

postawionej na końcu zdania

zdołam wyjść by uciec poza własny nawias









POBOŻNE ŻYCZENIA I MYŚLENIE O ZMATERIALIZOWANEJ SZTUCE





Nie wiem, czy myśli mają skrzydła

i nie wiem, gdzie podziewają się nocą.


Kiedy rozmyślam o poezji, łapię się na tym, że mnie opływa. Skoro jest

wszędzie dookoła mnie i jestem jej świadom, to raczej dobra nowina. Niby

tak, ale nie do końca jestem tym faktem usatysfakcjonowany.



Zupełnie czym innym jest poruszanie się w wielkim domu książki z

możliwością oglądania ich obwolut,

a zupełnie czym innym możliwość ich nabycia i wertowania karta po karcie do


ostatniej strony, i powrotu, kiedy się tylko zapragnie. Podobnie sprawa


wygląda w bogato zaopatrzonym sklepie z zabawkami i poruszanie się pośród


tej krainy czarów dziecka, któremu wolno tylko patrzeć — broń Boże


dotykać .



Identycznie rzecz się ma w markecie, kiedy dorosły człowiek


uświadomi sobie, że jest zewsząd otoczony wszystkimi dobrami, a nie może

ich nabyć nawet drogą rat za zero złotych.

A poezja? Skoro jest wszędzie i mnie zaledwie opływa, a w żaden sposób nie

mogę nabrać z niej w dłonie nektaru tych zakodowanych magią liter, albo


się w niej zanurzyć — uwiera niczym cierń, doskwiera, boli. To, z czym

mogę się wirtualnie zetknąć, kursorem najechać na link i otworzyć, jest jak

ciastko za szybą najwyśmienitszej w mieście cukierni.










ZYGMUNT JAN PRUSIŃSKI





ROZKWITAJĄCA MODLITWA


Mogę zatrzymać czas
w jednym przypadku całując cię pod klonami,
odpędzić (złe duchy) jak powiadała
moja babcia Katarzyna Sowińska z Parysowa -
byłem jej ulubieńcem.

Osiągam zaszczyty
poniekąd wiedzą kruki że poetą jestem
zbliżony i do księżyca i do ciebie,
zachowuję się jak robaczek świętojański
błyskam za twoim oknem.

Czujesz obecność że jestem ci potrzebny
zwiastowanie przybliża nadętość
trąb grających - ta orkiestra,
nie ma sobie równych - przyroda łączy mnie z tobą
rozciągam przestrzeń miłości.

Człowiek upragniony jest cukrem w ustach
więc pod tymi klonami zachowuję
mityczny rozkwit kobiety kochanej,
mam z tobą plany swobodnej aspiracji
uzupełniam treść z ogrodu.

Bo być twoim ogrodnikiem
to położyć ręce na słonecznym łonie...

25.6.2015 - Ustka







IDZIESZ BRZEGIEM...


Jest jakaś cisza w tobie
choć morze i w nocy falami się zbliża
intonujesz swoisty zabieg
czasem zapytasz tego co słyszy
może go nie ma w pobliżu
aczkolwiek istnieje na północy
zapracowany by pisać
o kobiecie z południa
w wybranych miejscach stawia kropkę
oczyszcza czas by nic nie zardzewiało
co było krótkie a jednak zostało
w księgach ziemi.

Pojęty w uczuciu do kobiety
opisuje złociste skrawki zbliżeń
choćby ta jedna iskra czułości
kiedy schylam się przed nim
zareagował jakby chciał
zerwać gałązkę bzu
umocnił swoją męskość
i podniecił nie wiedząc o tym
a krawędzie jego duszy różowiały
na styku wzruszenia
tak dawno nie kochany
zbliżyłam piersi.

I to była poezja
z nim nie jest inaczej
rozbraja na swój sposób
całuje stopy na brzegu plaży
z wilczym apetytem śpiewa do księżyca

o miłości niespełnionej tak do końca.

27.6.2015 - Ustka







OBEZNANIE UCZUĆ


Może trochę pobędziesz ze mną
morze kokietuje piasek -
siedzisz kilka metrów od fali
spokojne obezwładnienie
urok się bawi nieprzytomnie.

Ale jest pewna część zbawcy
a moja część to co masz dla mnie.

Nigdy nie ukrywaj uczucia
zawsze bądź kobietą księżyca -
to jest jedyny mój nocny przyjaciel.

Były czasy że śpiewałem przy gitarze
ujarzmiając płochliwą lirykę -
wokoło stroiłem znaczenia zwarte
kołysałem w dogodnym metrum
bossa novę na poczekaniu.

Żarliwe iskierki błogosławione
świecił z nich blask narodzin -
jakby sama czynność dotknięć.

Zatem pozwól pomarzyć ujęciem
że powrócisz w to samo miejsce.

23.6.2015 - Ustka





ADAM KADMON





IMITACJE



Wszystko można powtórzyć

każdy dźwięk każde wzruszenie kolor

pierwotny w świadomości smak i zapach

każde niebo i piekło zmysłów

Od tego są symulatory wrażeń

coraz doskonalsze

w imitacji

czegoś czego już nie potrafimy

odtworzyć w sobie

na własną pociechę oraz po to

by chwila trwała w nas

nie zmieniona o jotę

na podobieństwo i obraz genetycznej

pamięci

z tej czerpiąc

czasem ktoś przemawia w umarłych

językach





RÓWNONOC





Noc zimna


pulsująca lodem


Bezlistne cienie zaglądając


do okien


opowiadają do snu


splot kolejnych miłości


o których zapomnisz


z brzaskiem


pierwszego tramwaju

A


dusza


Cóż ona zasiądzie


w wymoszczonej


klatce urojeń





* * * * * * * * * * * *



Użycie w przypadku tego poety słowa DESER tutaj , byłoby najmniej niefortunne , bo to twórca tragiczny , jak mało kto uwikłany w rzeczywistość wrogą duchom niepodległym. Wątek jego osobistej tragedii , rozpaczy , sprowadza na pamięć TRENY Jana Kochanowskiego.



WŁADYSŁAW BRONIEWSKI

1897 - 1962













Anka



Aniu, mówię na głos, ale cichutko, bo tak mi lepiej,
żeby się myśl najczulsza nie umknęła,
Aniu, już prawie rok, jak idą ślepi,
za tobą, któraś mi się umknęła.

Mówię na głos cichutko, cichuteńko,
żeby Ewa nie usłyszała:
stąd bliziutko, zamknięte okienko,
mogę przysiąc, że nie będzie słyszała.

Aniu, my stąd, z Juraty,
wybieraliśmy się Rzeką Wisłą
w światy, a może w Zaświaty,
no i nic z tego nie wyszło.

Anulu! Od kiedy ciebie nie ma,
podjąłem tym groźniej, tym śmielej
poemat,
z którego będzie Wesele!

Na naszej ziemi nie będzie Hiroszimy,
będą tańczyły topole i wierzby,
płockiej zimy my się nie boimy:
popłyną szkockie jesienne zmierzchy.

O tej Wiśle ja nie powiedziałem
tobie tego, com pragnął,
ale wierz mi, że naręczem całem
tobie wiersz by się ugiął i nagnął,

tobie będą sprawy się działy,
ty byłaś dla nich,
tobie będą słowiki śpiewały
w każdych doznaniach.

Zawsze pierwsza, choć nieżyjąca,
choć taka na pozór daleka,
jedyna spośród tysiąca -
a ojciec czeka...




OBIETNICA





Córeczko moja daleka,
pusto, pusto koło mnie,
serce krwawi i czeka,
ono nie umie zapomnieć.

Umarłaś, lecz niezupełnie:
nadal razem się trudzim.
Com ci obiecał — spełnię:
wiersz mój odniosę ludziom,

by dawał pokój i światło,
miłość, nadzieję, radość,
choć niełatwo, córeczko, niełatwo
nieść wiersz i pod nim upadać...

Ta noc straszliwym ptaszydłem
siadła na mnie i kracze.
Oberwę, oberwę jej skrzydła,
wyrwę się, wyrwę rozpaczy.







Anka, 1956

NADZIEJA ( 1956 )



Anka, to już trzy i pół roku,
długo ogromnie,
a nie ma takiego dnia, takiego kroku,
żebym nie wspomniał o mnie:

o mnie, osieroconym przez ciebie,
i choć twardość sobie wbijam w łeb,
nie widzę cię w żadnym niebie
i nie chcę takich nieb!

Żadna tu filozofia
sprawy tej nie zgładzi:
mojej matce, mojej siostrze było: Zofia,
i jakoś czas na to poradził.

A ja myślę i myślę o tobie
po przebudzeniu, przed snem...
Może ja jestem coś winien tobie? —
bo ja wiem.

Na Powązkach ośnieżona mogiła,
brzozy coś mówią szelestem...
Powiedz, czyś ty naprawdę była,
bo ja jestem...




BAUDELAIRE


Chciałbym, żebyś szła

pod wiotką parasolką,
ulicą jesienną
pełną drzew
nagich,
ale jakże pięknych.
Takimi ulicami
chodził Baudelaire
i myślał,
czy na jutro
będzie miał wiersz
dla matki
i dla kochanki...
I dla chleba.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Serafinsky
Administrator



Dołączył: 26 Kwi 2011
Posty: 118
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: dolina Parsęty, Pomorze Zach.

PostWysłany: Czw 20:31, 28 Lip 2016    Temat postu:

WITRYNA POETÓW NR. 33








Moi Drodzy.



Lato w pełni, czas taki ciepły i piękny, i gdyby nie zamachy terrorystyczne, ostatni wczoraj w

Nicei, byłoby wspaniale.

Ale nie o tym powinnam pisać w Witrynie Poetów, jednak trudno przejść obojętnie nad tym,

co dzieje się obecnie w Europie! Po prostu pat!

Jednak ad rem - dziś prezentujemy wiersze Renaty Grześkowiak z Konina,

Marka Różyckiego Jr. z Warszawy, Jarosława Baprawskiego z New Jersey,

Adama Kadmona ze Środkowopomorskiego, "Przesłanie dla Nadwrażliwych"

psychologa klinicznego, psychiatry, filozofa i pedagoga prof. Kazimierza Dąbrowskiego

oraz wiersz Czesława Miłosza "Sens", a także kilka moich.

Mam nadzieję, że każdy coś dla siebie znajdzie.







Pozdrawiam lipcowo

Ludmiła Janusewicz







LUDMIŁA JANUSEWICZ









Nie śnij o sake




Śnił mi się blues,
co w szklance się mienił,
a mnie rozrzewniał, roztkliwiał,
śnił mi się blues,
bursztynem rozjaśniał mój smutek
na dnie szklanki piwa.


Więc życzę ci przyjacielu -
nie śnij o kraju Kwitnącej Wiśni,
nie śnij o sake,
niech blues ci się przyśni!











On do Niej o kropelce ze słońcem Chin









Nigdy nie myślałem że będzie mnie zaprzątał taki temat

można powiedzieć chiński albo do tej pory tak odległy

jak Chiny i równie egzotyczny

Kogo obchodzi jak pić herbatę zwłaszcza że chcę ją pić

w twoim towarzystwie



Czasem warto skupić się na obiekcie pożądania

bardziej refleksyjnie

Może to być równie silne przeżycie jak samo spełnianie



Picie herbaty może być prawdziwą przyjemnością

Jestem nawet zwolennikiem drobnych łyków

Niech jej kropelka kolebie się na języku i odda nam słońce

Chin zanim ją wypijemy

Niech zapach i aromat przypomina zapach twego ciała

A jej barwa niech kojarzy mi się z twoją opalenizną

brązową aksamitną i równie delikatną jak ów aromat

który chwilę zabawi między nami nim się ulotni



Warto mieć świadomość tego co nam się przytrafiło

że nie jest to dane na zawsze że musimy o to zabiegać

a będąc razem cieszyć się swoją obecnością

Że owo picie herbaty jest ważne tak jak dotykanie twoich

piersi mimochodem i trzymanie cię za rękę przez chwilę

jak dziecko aby zobaczyć twój uśmiech



Może to wszystko jest fragmentem układanki nie powiem

boskiego planu bo na ten temat nic nie wiem







Uciszanie morza







Pulsowałam jaskrem

rozkwitałam jaśminem

stawałam się winem

i chlebem

który mogłeś przełamać



Uciszyłam w sobie

morze rozkołysane





Ta historia







Ta historia miała
początek
środek
i koniec
jak w porządnej
powieści



A teraz głowa
jak pas transmisyjny
od ściany do ściany
jakby końca
nie było widać









Rodzaj rzeczywistości









Nasze rozstanie

to tylko rodzaj rzeczywistości

W ten czas przesunięty w czasie
jak przy nagłej utracie wzroku
trzeba dojrzeć nową drogę

Dajcie mi punkt oparcia
powiedział Archimedes
a wyważę wam całą ziemię






Słowa







Zbudowana jestem

cała ze słów



Cały świat tworzę

też swoimi słowami








Białe i czarne









Codziennie słyszę
jak jakiś facet uderza w klawisze
i każdy klawisz ma widoki marne,
bo raz wali w białe,
raz w klawisze czarne.



Na nic się zdały głosy,
że rasista i czarnych
bić nie powinien,
niech wali białe,
czarny nic nie winien.



Lecz jak on ma grać bluesa,
bo on grywa bluesy,
jak bez klawiszy czarnych
oddać
rozpacz i życia minusy?



* * * * *









RENATA GRZEŚKOWIAK

KONIN



Krótki biogram? spoko...jestem bio, trochę chem. i całkiem niezłe fiz. …ważę 60.000 gram.))

A tak na poważnie:
Renata Grześkowiak, poetka, animatorka kultury. Autorka tomiku poezji „Może
jutro…” (2008), i „Na krawędzi słońca i cienia…” (2014). Jej wiersze
drukowane były w pismach regionalnych i literackich oraz w zbiorach
poetyckich w kraju i za granicą. Jest także autorką tekstów piosenek,
współpracując z kompozytorem – Januszem Wierzgaczem. Poeta Andrzej
Dębkowski podsumowuje – „Twórczość poetycka Renaty Grześkowiak to nic
innego, jak promocja miłości do drugiego człowieka”




pójdę z tobą



pójdę z tobą

pójdę w nieznane

zgromadziłeś wokół siebie

cały spokój ducha

i bezpieczeństwo

więc gdzie mam być

jeśli nie przy tobie


sznuruję buty

przewieszam torbę przez ramię

niesamowity jest

widok wyciągniętej w moim kierunku

ciepłej dłoni

jestem twoja

jesteś mój

świat należy do nas



zakwitam



każdego roku na nowo

wyżółca się we mnie forsycja

i wtedy nie ogarniam radości

naniesionej na bocianich piórach

jakby dom miłość i twoje imię

miały kształt i barwę słonecznika

tegoroczna wiosna zwariowała

na punkcie żółtego koloru

i na twoim... zaplatam warkocze

bluszczom i uczę je jak trzymać

cień nad twym czołem

nie szukaj mnie zeszłorocznej

narodziłam się z wiosną

by pobyć z tobą do ostatniej

jesieni




zostawmy kwiaty na łąkach




chciałabym zobaczyć w twych oczach

nie ogień ani iskry

nawet nie miriady gwiazd.

pokaż mi bezpieczeństwo wspólnych nocy

i poranki znaczone pocałunkiem


mam nadzieję odkryć w twoim sercu

nie obietnicę cudownej przyszłości

ale ochotę na wspólną wędrówkę

nie zajmuj dłoni pękami kwiatów

zostawmy je na łąkach

lecz weź moją rękę ..
pójdę

bez oporu



Szósty grudnia








Dzisiaj nie zasnę, lampa zagląda do okna,
mruga świątecznymi ozdobami
i namawia...

Na saksofonie gra nieokreśloną melodię,
chyba jakiś rozkochany we Wrocławiu
poeta. A może to malarz, który maluje
dźwiękiem, by zarobić na farby i sztalugi.

Nie zasnę dzisiaj.To noc Mikołaja,
a ja tak daleko
i moje buty pod niewłaściwym adresem.
Chciałam, aby chociaż Twardowski z księżyca
zanucił mi swój wiersz...

Gapa ze mnie,
przecież on teraz przy Ratuszu gra na saksofonie.




szeptem







czy pan wie

mój drogi przyjacielu

że w świetle latarki

nie tylko pan ale i słowa

które wypowiada

wywołują moją gęsią skórkę


czy w ramach samoobrony

przed cieniami pana mrocznych słów

uciekać powinnam w czarną noc

czy wręcz przeciwnie

przycisnąć mocno biodro do pana biodra

i ramię do pana ramienia

bezpańska poetka powiedziała mi

że noc jest magiczna

tylko wtedy kiedy

słowa zamieniają się w szepty

a ciepło bez problemu przechodzi

z ciała w ciało





Z serii Bezpańska Poetka






Bezpańska Poetka

nałożyła kapelusz z bardzo szerokim rondem.

W jego cieniu Samotny Grajek widzi gwiazdy.

- Mrugnij Poetko, niech jedna spadnie

i spełni marzenie..



* * * * *





MAREK RÓŻYCKI Jr.

Warszawa



Podszept
21 listopada 2009
Na początku strać wszystko
abyś nie miał już nic do stracenia -
Wtedy dopiero weź pióro do ręki
(to nie musi być wiersz
nawet najprostsze listy stają się poezją)
Gdy nie ma w nich strachu
Na początku wmów sobie
że od Ciebie zależą losy tego świata
Wtedy dopiero zacznij walczyć
o świeże myśli
o czystość intencji
o twórcze spełnienie
o prawdziwość uczuć
o moc emocji
Tylko nie walcz o stypendium!
Na początku uwierz tym,
którzy mówią
że strach należy zostawić przed progiem
razem z kaloszami -
Wtedy dopiero potknij się o próg
i krzyknij:
A jednak nie upadłem!
Na początku strać wszystko -
wtedy zrozumiesz, jak niewiele mamy do stracenia…





NA SPADOCHRONIE IDEI




21 listopada 2009
- Co u pana słychać, MISTRZU? – człowiek w kaftanie myśli z nieodłącznym
opiekunem – wesołym(?) sanitariuszem spojrzał na mnie niczym Ofelia w scenie
Szaleństwa.
_________________
- hm… ludzie stają się groźni
obdarzeni niezwykłymi siłami
odczytują myśli
działają różnymi promieniami
tworzą tajemne spiski
podsłuchują
wydają na odległość rozkazy
osądzają
wciąż patrzą i obserwują
znają każdą najskrytszą myśl
muszę się bronić
bo inaczej będę zniszczony
tylko ten lęk przed drugim człowiekiem
nie mogę ufać nikomu
najmniejszy odruch zaufania
jest zgubny
rzeczywistość pęka
szczelinami wciska się groza
gdzie jesteście bezpieczne systemy poglądów
przyzwyczajeń, norm i wartości?





- Widziałeś – rzekł z błyskiem w oku -
klienci
w sklepach z książkami
operują tymi zdumiewającymi porcjami
zatrzymanego czasu, przestrzeni, życia.
Kupują głosy zmarłych
oczy zmarłych
uszy zmarłych
i wychodzą z tą znakomitą śmiercią
pod pachą
po to, żeby jej zaprzeczyć
w cudzie zmartwychwstania
między sztachnięciem się
łykiem wina
a przypadkowym komentarzem!

- Och, to tylko ci, którym nie dane jest prowadzić
swojej walki z Szatanem




WŁODZIMIERZ WYSOCKI

Tłumaczenie: Marek Różycki jr




WĘDRÓWKA DUSZ





Ktoś wierzy w Mahometa, Allacha czy w Jezusa,
Inny w nic nie wierzy i w diabła wątpi też.
Hindusi wymyślili, że krąży każda dusza
I nową wdziewa szatę, gdy przyjdzie ciała kres.

Jeżeliś głową w chmurach tkwił – odrodzisz się marzeniem,
Lecz jeśliś zawsze świnią był, toś wybrał sam wcielenie!

Gdy podejrzliwie patrzą, choć nic nie masz do ukrycia –
Wytrzymaj, odnajdziesz się w postaci bez tych trosk!
A jeśliś widział wroga śmierć podczas pierwszego życia –
W następnym zapewniony masz sokoli, bystry wzrok!

Skromniutko żyj, lecz rozchmurz twarz, niech dumą cię przenika
Fakt, że realną szansę masz się wcielić w Przewodnika.

Dziś możesz zwykłym stróżem być, po śmierci czeka awans,
A później z brygadzisty dusz – w ministry, w wielki świat!
Lecz jeśliś tępy jest jak pniak – zostaniesz baobabem
i będziesz baobabem co najmniej tysiąc lat!

Papugą zostać – straszna myśl! – lub gadem jadowitym...
To może lepiej być od dziś człowiekiem przyzwoitym?!

Więc kto jest kim i kim kto był, jeśli nikt nie jest nikim?
Od genów i krzyżówek mózg biologowi spuchł.
Może ten wyliniały kot wcześniej był nikczemnikiem,
A sympatyczny gość – to pies był, wierny druh?

Dzięki Hindusom wiem już że, kto się pokusom oprze,
Po śmierci wszystko, czego chce, otrzyma według potrzeb.






MOJA MOJOŚĆ, czyli Moje Credo Życiowe




uczyli mnie poczucia własnej wartości
nie wypierania uczuć i emocji
poruszania się w świecie społecznym
(zakładając „normalność” tego świata)

a ja gdzieś mam świat
w którym rządzi znieczulica, szmal i cynizm,
a o mym losie decydują niedouczeni wizjonerzy
gdzie zachowania dziecka są obelgą dla „dorosłego”
bo moim zdaniem tylko dzieci tak naprawdę wiedzą
czego chcą i oczekują

gdzieś mam świat, w którym polują na moje słabości
i nie doceniają wartości
gdzie mogą przejść po mnie – nie oglądając się za siebie
gdzie moralność jest sprawą umowną albo natychmiast płatną
gdzie nowa kasta złodziei sumień ludzkich
chce mnie przymusić do lawirowania, ustępstw i kluczenia
w imię Ojca Pieniądza i Syna Dobrobytu –
- dla wybranych – którzy pojęli zasady gry w piekło i niebo

gdzieś mam świat
którego gdybym przyjął reguły gry
potłuc bym musiał wszystkie lustra z wizerunkiem mej twarzy
i opluć zwierciadła prawdy o Człowieku
gdzieś mam świat
w którym mimo poczucia własnej wartości
z trudem utrzymuję się na powierzchni życia
.

Marek Różycki jr @^




* * * * * *



JAROSŁAW BAPRAWSKI



New Jersey , USA







Jutro ...z cyklu na bagnach życia
_______________________________



głowa mi pęka w tym nienormalnym domu
pakować się zdziry i won mi z chałupy
skończyło się wracam do życia
koniec
heniek pierdolnięty jesteś daj pospać
wczoraj tak kryśkę gniotłeś po nocy
zmęczona jestem niewyspana rozbita
a ty się rzucasz z samego rana
niedochlany jesteś czy źle ci dała
sylwia ty się odwal od mojej szparki
no nie baby nie wytrzymam wypierdalać
wiersz chcę napisać
na dziś
na odnowę
jak mam się skupić
butelka pusta
usta suche
coś gadacie
kto was zrozumie
jak wy same
takie głupie
heniek a o czym ten wiersz napiszesz
o was bezmyślne rury
a o mnie napiszesz że ładna jestem
ładna jesteś ale głowę masz do dupy
a w wierszu chodzi
by miał duszę
delikatność i piękno
a wy takie jesteście puste
bez ambicji
tak mi wstyd za was
no i gdzie goła mi tu idziesz
gdzie tu się wciskasz
nie widzisz że piszę
heniu
heniu
jutro napiszesz
rzucisz picie
może nawet wygrasz w totka
lub znajdziesz pracę
wszystko się zmieni
kupisz dziś flaszkę
heniek
ty to zawsze popadasz w przygnębienie
gdy w twoich oczach te marzenia
chodź do pokoju
dam Ci za darmo
tylko już przestań
no nie płacz
heniu
heniuśku
heniuńku
ty marzycielu kurwa
poeto






NA WYSOKOŚCI KRAWĘŻNIKA




ile dobroci
może udźwignąć
reklamówka samotnego
na babilońskim przedmieściu

wie pewnie tylko Jezus Frasobliwy
Ty i omszałe do niczego kamienie
zepchnięte przez budowniczych
poza obywatelskie rusztowania
do czasu uderzenia w ziemię
ognistej bilardowej kuli
sprawiedliwego
zapytuję się
motyla





POMAZANIEC




napiszę dla tych co umarli
nie wierząc w gwiazdy
z pogardą na twarzy
patrzyli nam w oczy
ściętych drzew
i dżejmsów dinów
nikt już nie wskrzesi
zostało słowo śpiące w ziemi
porośnie drzewem samotnego milczenia
obsypując wędrowców kwiatem
i dla tych napiszę co jeszcze żyją
popłyną z nurtem rzeki bez powrotu
ławice próżnej myśli i skrzela bez oddechu
oprócz piany fałszywej tożsamości
będą was zaczytywać w trupach
swoich sztucznych wytworów
i dla siebie napiszę
pierdolę ławicę
wolność smakuję
jak początek życia
na pewno nie jeden bochenek chleba
złożę w ofierze pustemu stołowi
nakarmię nadzieją z rondelka rozpaczy
słowami pływającymi w pustych okach
powierzchownej prawdy
Panie - podano niemowlę
na twoje podobieństwo




* * * * *





ADAM KADMON
Środkowopomorskie




NASZA HISTORIA




Naszej historii nie uleczy cud ,
same nie zabliźnią się rany i szramy ,
naszej historii potrzebny jest trud ,
któremu zwyczajnie - miłość na imię .
Niech nastąpi , nie zwątpi ,
z dymem dygresji - nie ,
nie minie.




NIE DZWOŃ



Nie dzwoń , nie wyrzekaj , jakoby masz dość.
Świat aż tak stały nie jest w jego poglądach
na ciebie.
Kiedy pora przyjdzie , one same - dzwony,
zadzwonią podzwonne - swoje i bić będą
dla mnie. Taka kolej rzeczy. Niestety.
Może morzu się oddaj , albo odwróć odeń
Trzeba rozumieć słowa , by piszącego
nareszcie zrozumieć.




NIE UJDZIE CI...





Tobie Doriano , nie ujdzie na sucho ;
muszę cię podlewać cały sezon letni ,
pamiętając o tym , komu cię zawdzięczam
i z czyjej ty ręki. Tego nie zapomni moja
lepsza połowa , gdy trzeba , odtworzy
jej własne wspomnienia.
Datury złe są , niebezpieczne -
bo piękne.





PONAD LUDZKIE POJĘCIE




Gwałt wzniósł się podniebny i wzleciał

ponad ludzkie pojęcie uwalniając wszystkie

absurdalne lęki tam gdzie ty i ja a pomiędzy

cały durny sens bezsensów Duma płacze i godność

choć usta zawisły w oniemiałym zdumieniu

Jeszcze tylko rzeka gotowa cofnąć się

zawrócić aby zalać dramę serc z których

tak jedno jak drugie stukają rytmem

naprzemiennym Każde z nich płonie

w morzu niepewności wzajemniej







CO ZA MUZA




Uznając ,że jest już poetą - od wezbranej
chwili , zapragnął zostać wielbicielem Muzy ,
jej jedynym na moment kochankiem lecz
Erato rzekła ,
pod przysięgą zeznając - córa Mnemosyne -
że był tylko beznadziejnym , nudnym w samej rzeczy
przypadkiem , upierdliwym starcem ,
któremu ktoś kiedyś poprzewracał w głowie
i tak mu zostało .





CODZIEŃ ŚWIĘTO







Codzień niech będzie święto. Niechaj widać ,że jest w nas

święty płomień tam , gdzie skrywamy serca. Przy nim

ogrzać się mogą rzesze zabłąkanych pielgrzymów przez życie.

Zarzewie podajmy sobie dalej ; nie ukrywajmy miłości.

Ona , miłość jest naszą dumą , chlubą , zaszczytem.

Godnie i zaszczytnie dzielić się nią , to świat czynić lepszym .

Spójrzcie , jak wiele można ofiarować , nie tracąc niczego .



ŻADNE życie nie jest najważniejsze ,

kiedy brak mu wzruszeń i zwyczajnej , ludzkiej miłości.

Tak , miłość cudem życia jest .








ZAMIAST DESERU , KOCHANI
_______________________________________________________




PRZESŁANIE DLA NADWRAŻLIWYCH

Prof . Kazimierz Dąbrowski *







Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi
za waszą czułość w nieczułości świata,
za niepewność – wśród jego zwierzęcej pewności
za to, że odczuwacie innych tak, jak siebie samych
zarażając się każdym bólem
za lęk przed światem, jego ślepą pewnością,
która nie ma dna
za potrzebę oczyszczenia rąk z niewidzialnego
nawet brudu ziemi
bądźcie pozdrowieni

Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi
za wasz lęk przed absurdem istnienia
i delikatność niemówienia innym tego co w nich
widzicie
za niezaradność w rzeczach zwykłych i umiejętność
obcowania z niezwykłością
za realizm transcendentalny i brak realizmu życiowego
za nieprzystosowanie do tego co jest a przystosowanie
do tego co być powinno
za to co nieskończone – nieznane – niewypowiedziane
ukryte w was

Bądźcie pozdrowieni, nadwrażliwi
za waszą twórczość i ekstazę
za wasze zachłanne przyjaźnie, miłości i lęk, że miłość
mogłaby umrzeć jeszcze przed wami

Bądźcie pozdrowieni
Za wasze uzdolnienia – nigdy nie wykorzystane –
(niedocenianie waszej wielkości nie pozwoli
poznać wielkości tych, co przyjdą po was)
za to, że chcą was zmieniać zamiast naśladować,
że jesteście niszczeni - zamiast leczyć chory świat
za waszą boską moc niszczoną przez zwierzęcą siłę
za niezwykłość i s a m o t n o ś ć waszych dróg
Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi…







*Kazimierz Dąbrowski (ur. 1 września 1902 w Klarowie, zm. 26 listopada 1980 w Warszawie) – polski psycholog kliniczny, psychiatra, filozof oraz pedagog, twórca teorii dezintegracji pozytywnej. Autor licznych publikacji naukowych i popularnonaukowych w dziedzinie psychologii klinicznej, higieny psychicznej, psychiatrii orazpedagogiki.



Jako pionier ruchu higieny psychicznej w Polsce utworzył Instytut Higieny Psychicznej, którym kierował w latach 1935-1949. Był założycielem i prezesem Polskiego Towarzystwa Higieny Psychicznej.
(z wiki )



* * * * *







CZESŁAW MIŁOSZ







Sens



- Kiedy umrę, zobaczę podszewkę świata.
Drugą stronę, za ptakiem, górą i zachodem słońca.
Wzywające odczytania prawdziwe znaczenie.
Co nie zgadzało się, będzie się zgadzało.
Co było niepojęte, będzie pojęte.

- A jeżeli nie ma podszewki świata?
Jeżeli drozd na gałęzi nie jest wcale znakiem
Tylko drozdem na gałęzi, jeżeli dzień i noc
Następują po sobie nie dbając o sens
I nie ma nic na ziemi, prócz tej ziemi?

Gdyby tak było, to jednak zostanie
Słowo raz obudzone przez nietrwałe usta,
Które biegnie i biegnie, poseł niestrudzony,
Na międzygwiezdne pola, w kołowrót galaktyk
I protestuje, woła, krzyczy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Serafinsky
Administrator



Dołączył: 26 Kwi 2011
Posty: 118
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: dolina Parsęty, Pomorze Zach.

PostWysłany: Wto 13:23, 27 Wrz 2016    Temat postu: WITRYNA POETÓWQW NR. 33

Moi Drodzy.



Lato w pełni, czas taki ciepły i piękny, i gdyby nie zamachy terrorystyczne, ostatni wczoraj w

Nicei, byłoby wspaniale.

Ale nie o tym powinnam pisać w Witrynie Poetów, jednak trudno przejść obojętnie nad tym,

co dzieje się obecnie w Europie! Po prostu pat!

Jednak ad rem - dziś prezentujemy wiersze Renaty Grześkowiak z Konina,

Marka Różyckiego Jr. z Warszawy, Jarosława Baprawskiego z New Jersey,

Adama Kadmona ze Środkowopomorskiego, "Przesłanie dla Nadwrażliwych"

psychologa klinicznego, psychiatry, filozofa i pedagoga prof. Kazimierza Dąbrowskiego

oraz wiersz Czesława Miłosza "Sens", a także kilka moich.

Mam nadzieję, że każdy coś dla siebie znajdzie.







Pozdrawiam lipcowo

Ludmiła Janusewicz







LUDMIŁA JANUSEWICZ









Nie śnij o sake




Śnił mi się blues,
co w szklance się mienił,
a mnie rozrzewniał, roztkliwiał,
śnił mi się blues,
bursztynem rozjaśniał mój smutek
na dnie szklanki piwa.


Więc życzę ci przyjacielu -
nie śnij o kraju Kwitnącej Wiśni,
nie śnij o sake,
niech blues ci się przyśni!











On do Niej o kropelce ze słońcem Chin









Nigdy nie myślałem że będzie mnie zaprzątał taki temat

można powiedzieć chiński albo do tej pory tak odległy

jak Chiny i równie egzotyczny

Kogo obchodzi jak pić herbatę zwłaszcza że chcę ją pić

w twoim towarzystwie



Czasem warto skupić się na obiekcie pożądania

bardziej refleksyjnie

Może to być równie silne przeżycie jak samo spełnianie



Picie herbaty może być prawdziwą przyjemnością

Jestem nawet zwolennikiem drobnych łyków

Niech jej kropelka kolebie się na języku i odda nam słońce

Chin zanim ją wypijemy

Niech zapach i aromat przypomina zapach twego ciała

A jej barwa niech kojarzy mi się z twoją opalenizną

brązową aksamitną i równie delikatną jak ów aromat

który chwilę zabawi między nami nim się ulotni



Warto mieć świadomość tego co nam się przytrafiło

że nie jest to dane na zawsze że musimy o to zabiegać

a będąc razem cieszyć się swoją obecnością

Że owo picie herbaty jest ważne tak jak dotykanie twoich

piersi mimochodem i trzymanie cię za rękę przez chwilę

jak dziecko aby zobaczyć twój uśmiech



Może to wszystko jest fragmentem układanki nie powiem

boskiego planu bo na ten temat nic nie wiem







Uciszanie morza







Pulsowałam jaskrem

rozkwitałam jaśminem

stawałam się winem

i chlebem

który mogłeś przełamać



Uciszyłam w sobie

morze rozkołysane





Ta historia







Ta historia miała
początek
środek
i koniec
jak w porządnej
powieści



A teraz głowa
jak pas transmisyjny
od ściany do ściany
jakby końca
nie było widać









Rodzaj rzeczywistości









Nasze rozstanie

to tylko rodzaj rzeczywistości

W ten czas przesunięty w czasie
jak przy nagłej utracie wzroku
trzeba dojrzeć nową drogę

Dajcie mi punkt oparcia
powiedział Archimedes
a wyważę wam całą ziemię






Słowa







Zbudowana jestem

cała ze słów



Cały świat tworzę

też swoimi słowami








Białe i czarne









Codziennie słyszę
jak jakiś facet uderza w klawisze
i każdy klawisz ma widoki marne,
bo raz wali w białe,
raz w klawisze czarne.



Na nic się zdały głosy,
że rasista i czarnych
bić nie powinien,
niech wali białe,
czarny nic nie winien.



Lecz jak on ma grać bluesa,
bo on grywa bluesy,
jak bez klawiszy czarnych
oddać
rozpacz i życia minusy?



* * * * *









RENATA GRZEŚKOWIAK

KONIN



Krótki biogram? spoko...jestem bio, trochę chem. i całkiem niezłe fiz. …ważę 60.000 gram.))

A tak na poważnie:
Renata Grześkowiak, poetka, animatorka kultury. Autorka tomiku poezji „Może
jutro…” (2008), i „Na krawędzi słońca i cienia…” (2014). Jej wiersze
drukowane były w pismach regionalnych i literackich oraz w zbiorach
poetyckich w kraju i za granicą. Jest także autorką tekstów piosenek,
współpracując z kompozytorem – Januszem Wierzgaczem. Poeta Andrzej
Dębkowski podsumowuje – „Twórczość poetycka Renaty Grześkowiak to nic
innego, jak promocja miłości do drugiego człowieka”




pójdę z tobą



pójdę z tobą

pójdę w nieznane

zgromadziłeś wokół siebie

cały spokój ducha

i bezpieczeństwo

więc gdzie mam być

jeśli nie przy tobie


sznuruję buty

przewieszam torbę przez ramię

niesamowity jest

widok wyciągniętej w moim kierunku

ciepłej dłoni

jestem twoja

jesteś mój

świat należy do nas



zakwitam



każdego roku na nowo

wyżółca się we mnie forsycja

i wtedy nie ogarniam radości

naniesionej na bocianich piórach

jakby dom miłość i twoje imię

miały kształt i barwę słonecznika

tegoroczna wiosna zwariowała

na punkcie żółtego koloru

i na twoim... zaplatam warkocze

bluszczom i uczę je jak trzymać

cień nad twym czołem

nie szukaj mnie zeszłorocznej

narodziłam się z wiosną

by pobyć z tobą do ostatniej

jesieni




zostawmy kwiaty na łąkach




chciałabym zobaczyć w twych oczach

nie ogień ani iskry

nawet nie miriady gwiazd.

pokaż mi bezpieczeństwo wspólnych nocy

i poranki znaczone pocałunkiem


mam nadzieję odkryć w twoim sercu

nie obietnicę cudownej przyszłości

ale ochotę na wspólną wędrówkę

nie zajmuj dłoni pękami kwiatów

zostawmy je na łąkach

lecz weź moją rękę ..
pójdę

bez oporu



Szósty grudnia








Dzisiaj nie zasnę, lampa zagląda do okna,
mruga świątecznymi ozdobami
i namawia...

Na saksofonie gra nieokreśloną melodię,
chyba jakiś rozkochany we Wrocławiu
poeta. A może to malarz, który maluje
dźwiękiem, by zarobić na farby i sztalugi.

Nie zasnę dzisiaj.To noc Mikołaja,
a ja tak daleko
i moje buty pod niewłaściwym adresem.
Chciałam, aby chociaż Twardowski z księżyca
zanucił mi swój wiersz...

Gapa ze mnie,
przecież on teraz przy Ratuszu gra na saksofonie.




szeptem







czy pan wie

mój drogi przyjacielu

że w świetle latarki

nie tylko pan ale i słowa

które wypowiada

wywołują moją gęsią skórkę


czy w ramach samoobrony

przed cieniami pana mrocznych słów

uciekać powinnam w czarną noc

czy wręcz przeciwnie

przycisnąć mocno biodro do pana biodra

i ramię do pana ramienia

bezpańska poetka powiedziała mi

że noc jest magiczna

tylko wtedy kiedy

słowa zamieniają się w szepty

a ciepło bez problemu przechodzi

z ciała w ciało





Z serii Bezpańska Poetka






Bezpańska Poetka

nałożyła kapelusz z bardzo szerokim rondem.

W jego cieniu Samotny Grajek widzi gwiazdy.

- Mrugnij Poetko, niech jedna spadnie

i spełni marzenie..



* * * * *





MAREK RÓŻYCKI Jr.

Warszawa



Podszept
21 listopada 2009
Na początku strać wszystko
abyś nie miał już nic do stracenia -
Wtedy dopiero weź pióro do ręki
(to nie musi być wiersz
nawet najprostsze listy stają się poezją)
Gdy nie ma w nich strachu
Na początku wmów sobie
że od Ciebie zależą losy tego świata
Wtedy dopiero zacznij walczyć
o świeże myśli
o czystość intencji
o twórcze spełnienie
o prawdziwość uczuć
o moc emocji
Tylko nie walcz o stypendium!
Na początku uwierz tym,
którzy mówią
że strach należy zostawić przed progiem
razem z kaloszami -
Wtedy dopiero potknij się o próg
i krzyknij:
A jednak nie upadłem!
Na początku strać wszystko -
wtedy zrozumiesz, jak niewiele mamy do stracenia…





NA SPADOCHRONIE IDEI




21 listopada 2009
- Co u pana słychać, MISTRZU? – człowiek w kaftanie myśli z nieodłącznym
opiekunem – wesołym(?) sanitariuszem spojrzał na mnie niczym Ofelia w scenie
Szaleństwa.
_________________
- hm… ludzie stają się groźni
obdarzeni niezwykłymi siłami
odczytują myśli
działają różnymi promieniami
tworzą tajemne spiski
podsłuchują
wydają na odległość rozkazy
osądzają
wciąż patrzą i obserwują
znają każdą najskrytszą myśl
muszę się bronić
bo inaczej będę zniszczony
tylko ten lęk przed drugim człowiekiem
nie mogę ufać nikomu
najmniejszy odruch zaufania
jest zgubny
rzeczywistość pęka
szczelinami wciska się groza
gdzie jesteście bezpieczne systemy poglądów
przyzwyczajeń, norm i wartości?





- Widziałeś – rzekł z błyskiem w oku -
klienci
w sklepach z książkami
operują tymi zdumiewającymi porcjami
zatrzymanego czasu, przestrzeni, życia.
Kupują głosy zmarłych
oczy zmarłych
uszy zmarłych
i wychodzą z tą znakomitą śmiercią
pod pachą
po to, żeby jej zaprzeczyć
w cudzie zmartwychwstania
między sztachnięciem się
łykiem wina
a przypadkowym komentarzem!

- Och, to tylko ci, którym nie dane jest prowadzić
swojej walki z Szatanem




WŁODZIMIERZ WYSOCKI

Tłumaczenie: Marek Różycki jr




WĘDRÓWKA DUSZ





Ktoś wierzy w Mahometa, Allacha czy w Jezusa,
Inny w nic nie wierzy i w diabła wątpi też.
Hindusi wymyślili, że krąży każda dusza
I nową wdziewa szatę, gdy przyjdzie ciała kres.

Jeżeliś głową w chmurach tkwił – odrodzisz się marzeniem,
Lecz jeśliś zawsze świnią był, toś wybrał sam wcielenie!

Gdy podejrzliwie patrzą, choć nic nie masz do ukrycia –
Wytrzymaj, odnajdziesz się w postaci bez tych trosk!
A jeśliś widział wroga śmierć podczas pierwszego życia –
W następnym zapewniony masz sokoli, bystry wzrok!

Skromniutko żyj, lecz rozchmurz twarz, niech dumą cię przenika
Fakt, że realną szansę masz się wcielić w Przewodnika.

Dziś możesz zwykłym stróżem być, po śmierci czeka awans,
A później z brygadzisty dusz – w ministry, w wielki świat!
Lecz jeśliś tępy jest jak pniak – zostaniesz baobabem
i będziesz baobabem co najmniej tysiąc lat!

Papugą zostać – straszna myśl! – lub gadem jadowitym...
To może lepiej być od dziś człowiekiem przyzwoitym?!

Więc kto jest kim i kim kto był, jeśli nikt nie jest nikim?
Od genów i krzyżówek mózg biologowi spuchł.
Może ten wyliniały kot wcześniej był nikczemnikiem,
A sympatyczny gość – to pies był, wierny druh?

Dzięki Hindusom wiem już że, kto się pokusom oprze,
Po śmierci wszystko, czego chce, otrzyma według potrzeb.






MOJA MOJOŚĆ, czyli Moje Credo Życiowe




uczyli mnie poczucia własnej wartości
nie wypierania uczuć i emocji
poruszania się w świecie społecznym
(zakładając „normalność” tego świata)

a ja gdzieś mam świat
w którym rządzi znieczulica, szmal i cynizm,
a o mym losie decydują niedouczeni wizjonerzy
gdzie zachowania dziecka są obelgą dla „dorosłego”
bo moim zdaniem tylko dzieci tak naprawdę wiedzą
czego chcą i oczekują

gdzieś mam świat, w którym polują na moje słabości
i nie doceniają wartości
gdzie mogą przejść po mnie – nie oglądając się za siebie
gdzie moralność jest sprawą umowną albo natychmiast płatną
gdzie nowa kasta złodziei sumień ludzkich
chce mnie przymusić do lawirowania, ustępstw i kluczenia
w imię Ojca Pieniądza i Syna Dobrobytu –
- dla wybranych – którzy pojęli zasady gry w piekło i niebo

gdzieś mam świat
którego gdybym przyjął reguły gry
potłuc bym musiał wszystkie lustra z wizerunkiem mej twarzy
i opluć zwierciadła prawdy o Człowieku
gdzieś mam świat
w którym mimo poczucia własnej wartości
z trudem utrzymuję się na powierzchni życia
.

Marek Różycki jr @^




* * * * * *



JAROSŁAW BAPRAWSKI



New Jersey , USA







Jutro ...z cyklu na bagnach życia
_______________________________



głowa mi pęka w tym nienormalnym domu
pakować się zdziry i won mi z chałupy
skończyło się wracam do życia
koniec
heniek pierdolnięty jesteś daj pospać
wczoraj tak kryśkę gniotłeś po nocy
zmęczona jestem niewyspana rozbita
a ty się rzucasz z samego rana
niedochlany jesteś czy źle ci dała
sylwia ty się odwal od mojej szparki
no nie baby nie wytrzymam wypierdalać
wiersz chcę napisać
na dziś
na odnowę
jak mam się skupić
butelka pusta
usta suche
coś gadacie
kto was zrozumie
jak wy same
takie głupie
heniek a o czym ten wiersz napiszesz
o was bezmyślne rury
a o mnie napiszesz że ładna jestem
ładna jesteś ale głowę masz do dupy
a w wierszu chodzi
by miał duszę
delikatność i piękno
a wy takie jesteście puste
bez ambicji
tak mi wstyd za was
no i gdzie goła mi tu idziesz
gdzie tu się wciskasz
nie widzisz że piszę
heniu
heniu
jutro napiszesz
rzucisz picie
może nawet wygrasz w totka
lub znajdziesz pracę
wszystko się zmieni
kupisz dziś flaszkę
heniek
ty to zawsze popadasz w przygnębienie
gdy w twoich oczach te marzenia
chodź do pokoju
dam Ci za darmo
tylko już przestań
no nie płacz
heniu
heniuśku
heniuńku
ty marzycielu kurwa
poeto






NA WYSOKOŚCI KRAWĘŻNIKA




ile dobroci
może udźwignąć
reklamówka samotnego
na babilońskim przedmieściu

wie pewnie tylko Jezus Frasobliwy
Ty i omszałe do niczego kamienie
zepchnięte przez budowniczych
poza obywatelskie rusztowania
do czasu uderzenia w ziemię
ognistej bilardowej kuli
sprawiedliwego
zapytuję się
motyla





POMAZANIEC




napiszę dla tych co umarli
nie wierząc w gwiazdy
z pogardą na twarzy
patrzyli nam w oczy
ściętych drzew
i dżejmsów dinów
nikt już nie wskrzesi
zostało słowo śpiące w ziemi
porośnie drzewem samotnego milczenia
obsypując wędrowców kwiatem
i dla tych napiszę co jeszcze żyją
popłyną z nurtem rzeki bez powrotu
ławice próżnej myśli i skrzela bez oddechu
oprócz piany fałszywej tożsamości
będą was zaczytywać w trupach
swoich sztucznych wytworów
i dla siebie napiszę
pierdolę ławicę
wolność smakuję
jak początek życia
na pewno nie jeden bochenek chleba
złożę w ofierze pustemu stołowi
nakarmię nadzieją z rondelka rozpaczy
słowami pływającymi w pustych okach
powierzchownej prawdy
Panie - podano niemowlę
na twoje podobieństwo




* * * * *





ADAM KADMON
Środkowopomorskie




NASZA HISTORIA




Naszej historii nie uleczy cud ,
same nie zabliźnią się rany i szramy ,
naszej historii potrzebny jest trud ,
któremu zwyczajnie - miłość na imię .
Niech nastąpi , nie zwątpi ,
z dymem dygresji - nie ,
nie minie.




NIE DZWOŃ



Nie dzwoń , nie wyrzekaj , jakoby masz dość.
Świat aż tak stały nie jest w jego poglądach
na ciebie.
Kiedy pora przyjdzie , one same - dzwony,
zadzwonią podzwonne - swoje i bić będą
dla mnie. Taka kolej rzeczy. Niestety.
Może morzu się oddaj , albo odwróć odeń
Trzeba rozumieć słowa , by piszącego
nareszcie zrozumieć.




NIE UJDZIE CI...





Tobie Doriano , nie ujdzie na sucho ;
muszę cię podlewać cały sezon letni ,
pamiętając o tym , komu cię zawdzięczam
i z czyjej ty ręki. Tego nie zapomni moja
lepsza połowa , gdy trzeba , odtworzy
jej własne wspomnienia.
Datury złe są , niebezpieczne -
bo piękne.





PONAD LUDZKIE POJĘCIE




Gwałt wzniósł się podniebny i wzleciał

ponad ludzkie pojęcie uwalniając wszystkie

absurdalne lęki tam gdzie ty i ja a pomiędzy

cały durny sens bezsensów Duma płacze i godność

choć usta zawisły w oniemiałym zdumieniu

Jeszcze tylko rzeka gotowa cofnąć się

zawrócić aby zalać dramę serc z których

tak jedno jak drugie stukają rytmem

naprzemiennym Każde z nich płonie

w morzu niepewności wzajemniej







CO ZA MUZA




Uznając ,że jest już poetą - od wezbranej
chwili , zapragnął zostać wielbicielem Muzy ,
jej jedynym na moment kochankiem lecz
Erato rzekła ,
pod przysięgą zeznając - córa Mnemosyne -
że był tylko beznadziejnym , nudnym w samej rzeczy
przypadkiem , upierdliwym starcem ,
któremu ktoś kiedyś poprzewracał w głowie
i tak mu zostało .





CODZIEŃ ŚWIĘTO







Codzień niech będzie święto. Niechaj widać ,że jest w nas

święty płomień tam , gdzie skrywamy serca. Przy nim

ogrzać się mogą rzesze zabłąkanych pielgrzymów przez życie.

Zarzewie podajmy sobie dalej ; nie ukrywajmy miłości.

Ona , miłość jest naszą dumą , chlubą , zaszczytem.

Godnie i zaszczytnie dzielić się nią , to świat czynić lepszym .

Spójrzcie , jak wiele można ofiarować , nie tracąc niczego .



ŻADNE życie nie jest najważniejsze ,

kiedy brak mu wzruszeń i zwyczajnej , ludzkiej miłości.

Tak , miłość cudem życia jest .








ZAMIAST DESERU , KOCHANI
_______________________________________________________




PRZESŁANIE DLA NADWRAŻLIWYCH

Prof . Kazimierz Dąbrowski *







Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi
za waszą czułość w nieczułości świata,
za niepewność – wśród jego zwierzęcej pewności
za to, że odczuwacie innych tak, jak siebie samych
zarażając się każdym bólem
za lęk przed światem, jego ślepą pewnością,
która nie ma dna
za potrzebę oczyszczenia rąk z niewidzialnego
nawet brudu ziemi
bądźcie pozdrowieni

Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi
za wasz lęk przed absurdem istnienia
i delikatność niemówienia innym tego co w nich
widzicie
za niezaradność w rzeczach zwykłych i umiejętność
obcowania z niezwykłością
za realizm transcendentalny i brak realizmu życiowego
za nieprzystosowanie do tego co jest a przystosowanie
do tego co być powinno
za to co nieskończone – nieznane – niewypowiedziane
ukryte w was

Bądźcie pozdrowieni, nadwrażliwi
za waszą twórczość i ekstazę
za wasze zachłanne przyjaźnie, miłości i lęk, że miłość
mogłaby umrzeć jeszcze przed wami

Bądźcie pozdrowieni
Za wasze uzdolnienia – nigdy nie wykorzystane –
(niedocenianie waszej wielkości nie pozwoli
poznać wielkości tych, co przyjdą po was)
za to, że chcą was zmieniać zamiast naśladować,
że jesteście niszczeni - zamiast leczyć chory świat
za waszą boską moc niszczoną przez zwierzęcą siłę
za niezwykłość i s a m o t n o ś ć waszych dróg
Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi…







*Kazimierz Dąbrowski (ur. 1 września 1902 w Klarowie, zm. 26 listopada 1980 w Warszawie) – polski psycholog kliniczny, psychiatra, filozof oraz pedagog, twórca teorii dezintegracji pozytywnej. Autor licznych publikacji naukowych i popularnonaukowych w dziedzinie psychologii klinicznej, higieny psychicznej, psychiatrii orazpedagogiki.



Jako pionier ruchu higieny psychicznej w Polsce utworzył Instytut Higieny Psychicznej, którym kierował w latach 1935-1949. Był założycielem i prezesem Polskiego Towarzystwa Higieny Psychicznej.
(z wiki )



* * * * *







CZESŁAW MIŁOSZ







Sens



- Kiedy umrę, zobaczę podszewkę świata.
Drugą stronę, za ptakiem, górą i zachodem słońca.
Wzywające odczytania prawdziwe znaczenie.
Co nie zgadzało się, będzie się zgadzało.
Co było niepojęte, będzie pojęte.

- A jeżeli nie ma podszewki świata?
Jeżeli drozd na gałęzi nie jest wcale znakiem
Tylko drozdem na gałęzi, jeżeli dzień i noc
Następują po sobie nie dbając o sens
I nie ma nic na ziemi, prócz tej ziemi?

Gdyby tak było, to jednak zostanie
Słowo raz obudzone przez nietrwałe usta,
Które biegnie i biegnie, poseł niestrudzony,
Na międzygwiezdne pola, w kołowrót galaktyk
I protestuje, woła, krzyczy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Serafinsky
Administrator



Dołączył: 26 Kwi 2011
Posty: 118
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: dolina Parsęty, Pomorze Zach.

PostWysłany: Wto 13:29, 27 Wrz 2016    Temat postu:

Witryna Poetów nr. 34 - DUET.

WITAM PRZYJACIÓŁ POEZJI.

W Witrynie Poetów 34 prezentuję kilka swoich wierszy, a także wiersze Piotra Piątka, poety z Kołobrzegu,

laureata tegorocznej pierwszej nagrody w ogólnopolskim konkursie poetyckim im. prof. Andrzeja Szczeklika w Krakowie oraz laureata trzeciej nagrody w ogólnopolskim konkursie poetyckim im. Michała Kajki.



Ludmiła Janusewicz

KOSZALIN










Ludmiła Janusewicz





Ten dzień





Ten dzień zatrzymał się

pośród ciszy



Łzą wsiąkł w ziemię

między drzewami



Słowa zawisły w powietrzu

jak cegły

mogę zbudować z nich

dom twojej nieobecności

ale zawsze z twoimi

myślami







Rozbieranie





Nieustannie rozbieram

czas

na różne czasy





Umieć





Czuć szczęście kiedy jest

nie bać się słów

bo czas nie stoi w miejscu



Tak jeszcze niedawno było tyle

z pasją przegadanych nocy i dni

przepływających przez krwiobieg

bliskości



A teraz wychwytujesz

teraźniejszość która staje się

historią na twoich oczach





Altruistka





Jestem bogata

nie muszę słów pożyczać

rozdaję je innym




Trzciny





Byłabym ocalona gdybyś
przemył oczy nienawykłe
do świateł ultrafioletowych
naparem uchodzącej przez
skórę mowy



Nie jesteś Tejrezjaszem
ale mógłbyś widzieć szelest
trzcin na wietrze







W domu spokojnej starości





W domu spokojnej starości

życie toczy sie wykwintnie



Zawsze o tej samej porze
podawana jest herbata i ciastka



Szafy pękają od wyprasowanych ubrań
i pampersów



Komody ozdabiają zdjęcia
dziarskich kobiet i mężczyzn
którymi byli
dumne orły w nogawkach
i oddane samice

prawdziwe tableau ich życia
które teraz sączy się w klepsydrach
nocy i dni



Odchodzą przykryci
eleganckim milczeniem
pozostawiając po sobie
puste pokoje na
krótko



A ulubieńcy bogów
wciąż umierają
młodo






Nasz czas





Nie można wspiąć się
na przyszłości góry


Ani wędrować
przeszłości doliną



Patrzymy w dolinę
czytając przeszłość
jak otwartą stronę



Natomiast góry
przyszłości
są nieodgadnione






Zieleń splątana traw



Dziś daję ci wiersz

wysmukły jak topola

taki po którym można

się przejść gdy letnia

wieczorowa pora



Ty stoisz przy swoim

oknie patrząc na zieleń

splątaną traw



Słyszę twój krok za

krokiem

nie ma tu tylko naszych

chabrów i nie ma malw








S T R O F z Krakowa


Korowód

Kruszy się wiatr o sopel lodu.
O przeźroczystość przestrzeń wsparta
kipi jak potop. Brnie korowód,
tam gdzie cumuje szklista arka.

Mrozi spojrzenia biel. A dalej
sarna zamarza krok od świtu.
Opłatek śniegu noc podaje
na biały postaw aksamitu.



Uczeń

Odrabiał lekcje.
I tak się zagłębił
w przepaście kartek, że nie zauważył
przepływu światła
(szło bokiem, na części
tnąc parkan i to, co za nim:
cienistość kasztanów).

Aż promień i jego dotknął.

Wzdrygnął się, ułożył
zeszyt jak dziecko
do snu. Stanął w oknie.

Patrzył, jak chmura niknie w miękkim niebie,
jak z dnia wyzute mrocznieją kominy;
zniekształconymi w szybie poruszył ustami,
wypracowując słowo:
zachwytu? przekleństwa?
Nikt się nie dowie. Nadjechał autobus
i to, co było tylko chwilą, porwał
jak ptak niosący żywy, rozedrgany
pokarm dla piskląt.
I wszystko ucichło.



***


Lśni powłoka na misie, która sama jest łodzią
tak długą, że sięga z jednej strony życia,
z drugiej tego, co jest tu widomą przeszkodą
dla aksamitnej ślepoty kreta, nas samych, wynalazku Fenicjan.

Nasycona zaś misa od zewnątrz. Na ścianach
jeszcze jeden wiersz – jeśli dobrze czytać
uczy nas firnis. Kołyszą fale ospałość w łodzi i przegrana
jak zawsze jest ta jedna, najważniejsza bitwa.

Kto się spił, ten śni. Toczą się kamienie,
wypryskując białe, zimne zwoje iskier,
w których także jakieś żyjące pęcznieje
tak mocno, że nie sposób, by mogło nie istnieć.



***


A więc dłonie zanurzone w zimnym, ziarnistym poszyciu;
oddech drewna pod sypką
falą. (Lampa wygasła od rdzy). I ta wypukłość
dnia w szklistym powietrzu. Trzeba
schronić się, przeczekać
czas zimny. Nagromadzić samego
siebie. Znów zanurzyć dłonie, znów
poczuć, jak oddychają
poszarzałe od obojętności deski. Próbować
na powrót zrobić z nich
ołtarz. Wolnym ruchem
zapalić pierwszą lampę.
Strzepnąć białą płachtę snu.
Odmówić modlitwę
radosnego zdziwienia.




W tych wszystkich dniach, wszystkich godzinach


Cóż było w tym wszystkim, na co tak zachłannie
patrzyliśmy? W tych wszystkich dniach, wszystkich
godzinach, w wielu nazwaniach jednej rzeczy,
co często bywa jedynie usprawiedliwieniem
siebie, w biegnącej rzece, w wodach stojących lub
podchodzących pod domy o falistych dachach, rozkołysanych
jak barki; w kolorach, które zamykają mowę, również
i w samej mowie, nawet nieporadnej
mowie dziecka, w bezbronności wszystkiego, co przyszło;
w przeszłości, będącej koronnym dowodem
na rozliczne nieprawości czasu, w jałowości naszych pustyń
o zimnym poranku, gdy ciało pragnie głodu,
w bujności deszczu zabijającego ptaki – cóż było
w tych wszystkich dniach, wszystkich godzinach, kiedy
dostrzegaliśmy ów ład, który każe
przytulać policzek do zwątpienia,
chłodzić skroń w cieniu pewności?



Tęsknoty


To są te tęsknoty, z którymi

dobrze sobie radzisz. Wpatrzony

w swoją twarz na wypukłościach

naczynia pełnego srebra. Wpatrzony

w minione pory roku. W fale

niosące kry lub pnie drzew. I w to,

co nadchodzi jak ciemna

chmura, zamykając przed tobą okiennice,

określając porządek. Wpatrzony

już tylko w siebie. Niewidomy.





Pejzaż z żebrem konia i rzeką



Rzeka chwyta lód w locie.

Chłodna i wyniosła.

Kra ostrzy zęby. Zbrodzień

głosi pochwałę rzemiosła.

Rzeka zastyga w warstwie

farby złuszczonej. Mewa

kładzie się w śniegu. Parska

koń znad siódmego żebra.


Albo tam: właśnie wstali

na własne nogi. Idą

ku nam: łydki sznurami

spętane, pocięte szybą.


Zesłańcy, pokutniki;

woda w gardeł przeręblach.

Strzygą uszami strzygi,

strzegą ich twarde werble.


Rzeka lutowa gryzie

piach stwardniały na kamień.

Tańczy kruk sen na linie

z cichą wierzbą pod ramię.


Topi się słońce. Ale

zasysa złoto ziemia.

Dusza zamknięta w ciele

w chłód rzeki się zamienia.




***



Przetoczyło się oko jak koło łąką.

Zapalił się i spłonął zielony dzwon kąkol.


Miłość zmieniła go w popiół. Miłość! Wrzos szarzeje

i ziemskie pod igliwiem wysycha pragnienie.


Toczy się los i wzrok, i wojna na powierzchni

stawu: drżą w odbiciach bratobójcze pieśni.


Motyl i krętak! Czółnem ten drugi dźga pejzaż

i chowa się jedną nogą w załamaniu wiersza.


Ciągnie się chropowaty mur wierzb. Przyjmij tamto

i to pod swoją opiekę: pławaczko! Szamanko!


Car Słońce pożądliwość stopił w biały metal.

I płynie przez wypalone ogrody ma Leta.



------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Teraz i tutaj - zamiast tradycyjnego DESERU - teksty , które zapadły w pamięć naszym Autorom. Są takie i będą , nawet jeżeli w nas samych odwrócone wektory. W pamięci STROFA :



TADEUSZ BOROWSKI
Obóz pod Monachium



Kamień i zieleń. Pachnie wiatr,
swoboda. Drogi prosto
idą w horyzont. Płot z żelaznych krat.
Karabiny. Policja. Posty.

Minione. Zapomniane. Wiem.
Żołnierskim butem – historia.
Opar, mgła nocy, sen, sen:
krematorium.

Więc – akwarium mętnych zdarzeń. Pełznie
lato – niczyje. Ważą się sprawy.
Tłum. Wargi ściśnięte boleśnie.
Nienawiść.

Tysiące ust milczących. Czyste niebo
w oczach nabiegłych strachem.
Kamień i zieleń. Czas martwo zakrzepły.
Monachium.




YVES BONNEFOY
Żelazny most



Zapewne gdzieś na końcu długiej ulicy
Mego dzieciństwa, jest jeszcze kałuża oliwy,
Prostokąt ciężkiej śmierci pod sczerniałym niebem.

Od tego czasu poezja
Oddzieliła swe wody od innych wód,
Nie lęka się żadnej piękności ni barwy,
O żelazo się trwoży i noc.

Karmi
Długi smutek martwego brzegu, ów żelazny most
Przerzucony na drugi brzeg jeszcze głębszej nocy,
Jest jej jedyną pamięcią, prawdziwą miłością.

przeł. Adam Wodnicki

____________________________________________________________________

Wiersze Piotra PIĄTKA , poety z Kołobrzegu .



Bezdech





ojciec powiedział że wystarczy rozluźnić płuca wyhamować wyciągnąć nitkę

ze swojej źrenicy aż stanie się bladą przędzą zaczepiać nią o głowy obcych ludzi

kotwiczyć się w ich ciałach mieć wyćwiczony mechanizm tulenia się do czyiś

pleców w każdym widzieć niezamieszkałą przestrzeń hipnotyzujące zielone

tunele





do końca wyciągał piasek spod powiek ślizgał się palcami po swojej rogówce

zacierał ślady stóp i wierzył że tylko dla nas ziemia oddaje ciepło nieraz czuwał

w kokonie własnych rąk nie mogąc przybliżyć się do wyjścia z pułapki każdego

oddechu





pamiętam jak kiedyś mówił że wystarczy tylko przesuwać palce po słowach

po dźwięku mokrego szkła nawiedzać ciszę by zrozumieć własny krzyk

poznawać się po innej stronie powietrza nie zgadzać się uporczywie na brak

dotyku być jak uszczypnięcie gdy gładzenie przynosi ulgę









Lekcja oddychania





gdyby tak móc dziwić się i nic nie czuć stawiać jedną stopę obok drugiej

iść potykając się na drugą stronę zagłębienia pod kolanem miejsca po

wyrwanym zębie zastanawiać się dlaczego dywan wycisza kroki

a za plecami mnożą się plecy czarne okna widma siadające na ramieniu

ziemia osuwająca się i nie wierząca że może być jeszcze niżej

zaczynająca się na oddechu i kończąca na nim



dzisiaj na lekcji oddychania był zapach krwi i wkładanie rąk pod płuca

przelewanie cieczy pod paznokciami uporczywe patrzenie w oczy

by śmierć nie zabiła by nie schrzanić niczego wokół niej

przestrzeń wokół nas jak ogromny wyludniony parking ciągnący się aż

po horyzont stajemy przed drzwiami wielkiego supermarketu który zasysa

wszystkie nasze chęci i widzimy jak oddech każdy ruch każde dotknięcie

staje się naszym przedśmiertelnym skurczem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.agoretta.fora.pl Strona Główna -> Agoretta Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin